Są miejsca, w których historia nie przemawia do nas z kart podręczników, ale milczy zaklęta w kamieniu. Sardynia to nie tylko turkusowa woda i luksusowe kurorty Costa Smeralda. Dla nas, podróżujących w poszukiwaniu pęknięć w czasie, ta wyspa to przede wszystkim gigantyczna, nierozwiązana zagadka kryminalna sprzed tysięcy lat.
Kiedy przekraczamy próg Narodowego Muzeum Archeologicznego w Cagliari, zostawiamy za sobą gwar włoskich ulic i wchodzimy w strefę cienia. To tutaj zaczyna się to, co lubimy nazywać „Sardyńskim Archiwum X”. Stajemy twarzą w twarz z cywilizacją nuragijską – ludem, który posiadał inżynieryjny geniusz pozwalający wznieść siedem tysięcy kamiennych wież, ale który zniknął, nie pozostawiając po sobie ani jednej księgi, ani jednego zapisanego zdania. To fascynujące i przerażające zarazem. Wszystko, co o nich wiemy, to domysły archeologów lub relacje ich wrogów i handlowych partnerów – Greków oraz Rzymian. To tak, jakby historię Polski pisać wyłącznie na podstawie kronik sąsiadów.
W muzealnych gablotach w Cagliari ten dysonans poznawczy uderza najmocniej. Z jednej strony widzimy surową, geometryczną ceramikę, która służyła budowniczym nuragów. Jest ciężka, konkretna, stworzona do przetrwania. Z drugiej strony, zaledwie kilka kroków dalej, natrafiamy na „Stelę z Nory”. To dla nas absolutny Święty Graal zachodniej archeologii. Ten niepozorny blok piaskowca nosi na sobie fenicką inskrypcję z IX wieku p.n.e. – to jeden z najstarszych śladów pisma w tej części Morza Śródziemnego. To właśnie na tym kamieniu, po raz pierwszy w historii, pojawia się nazwa wyspy w formie, którą możemy powiązać z dzisiejszą Sardynią.
Muzeum w Cagliari to także dowód na to, jak wyspa była tyglem kultur. Skarby Fenicjan, które tu zgromadzono, kompletnie zmieniają perspektywę. Biżuteria odnaleziona w nekropoliach, w tym w słynnym Tuvixeddu, to arcydzieła mikrodetalizmu. Złote amulety, naszyjniki z pasty szklanej i precyzyjna obróbka metalu wyglądają tak świeżo, jakby rzemieślnik odłożył narzędzia godzinę temu, a nie trzy tysiące lat wstecz. Kontrast między potężnymi, megalitycznymi konstrukcjami rodowitych mieszkańców a filigranowym luksusem przybyszów ze wschodu tworzy napięcie, które czuć w powietrzu.
To nie jest miejsce na szybkie zwiedzanie z przewodnikiem w ręku. To przestrzeń dla tych, którzy w podróży szukają intelektualnego niepokoju. Muzeum w Cagliari nie daje gotowych odpowiedzi. Ono stawia pytania o to, jak łatwo potężna cywilizacja może zapaść się w niepamięć, zostawiając po sobie jedynie milczące wieże i gabloty pełne przedmiotów, których imion już nie znamy.

















