Półdzikie hucuły, które całe lato spędziły na pastwiskach, wróciły do Stadniny Koni Huculskich „Gładyszów”. Jesienny spęd w Regietowie to świetna alternatywa dla popularnych dziś redyków, jak również całkiem młoda, ale już tradycja, która łączy ludzi, zwierzęta i naturę w jeden, poruszający rytuał.
Regietów od lat jest największym ośrodkiem hodowli koni huculskich w Europie. Tutejsza stadnina działa od 1950 roku, położona pośród bukowych lasów i łagodnych szczytów Beskidu Niskiego, pielęgnuje tradycję sięgającą XIX wieku. Hucuły – niegdyś towarzysze wojska i górali karpackich – dziś mają status rasy zachowawczej, co oznacza, że hodowcy dbają o utrzymanie ich pierwotnych cech genetycznych i odpornościowych.
Te konie, choć niewielkie, zachwycają siłą i wytrzymałością. Są jak góry, z których pochodzą – twarde, niezłomne, przywiązane do ludzi i wolne „Gdyby porównać hucuła do samochodu” – mówi Janusz Michalak, dyrektor Stadniny Koni Huculskich Gładyszów – „to byłby to dobry, solidny terenowy model”.
Od maja do października hucuły przebywają wysoko w górach, gdzie żyją w stadzie, hartując się i zachowując instynkty. Jesienią schodzą w galopie do stadniny – w malowniczym pędzie, który staje się symbolicznym pożegnaniem lata. Korowód otwierają i zamykają doświadczeni jeźdźcy, pozostali uczestnicy pokonują kilkukilometrową trasę bryczkami.






































