Port zawieszony w chmurach. Dlaczego Porto Flavia to coś więcej niż atrakcja?

Kiedy myślimy o Sardynii, zazwyczaj przed oczami stają nam blichtr Costa Smeralda czy rajskie plaże zatoki Orosei. Jednak południowy zachód wyspy, a konkretnie rejon Iglesiente, skrywa zupełnie inne, nieco surowsze, ale fascynujące oblicze. To tutaj, pośród klifów Masua, odkryliśmy miejsce, które przeczy tradycyjnej definicji przystani morskiej. Porto Flavia to nie tylko punkt na mapie, to dowód na to, jak ludzka determinacja potrafi nagiąć prawa natury do potrzeb przemysłu.

To nie jest port, do którego przybijają żeglarze szukający tawerny. Żaden kapitan nie odważyłby się zbliżyć burtą do tych pionowych ścian. Ta konstrukcja to w rzeczywistości genialna maszyna przeładunkowa ukryta we wnętrzu góry. Zanim w 1924 roku inżynier Cesare Vecelli zrealizował swoją wizję, transport urobku z lokalnych kopalń był logistycznym koszmarem. Rudę ładowano ręcznie na małe łodzie, walcząc z falami, by dopiero na pełnym morzu przeładować ją na większe parowce. Było to wolne, drogie i niebezpieczne. Vecelli spojrzał na klif i postanowił przewiercić go na wylot, tworząc grawitacyjny system taśmociągów. Nazwał go imieniem swojej córki, Flavii, nadając surowej bryle nieco osobistego charakteru.

Wchodząc do środka, zostaliśmy natychmiast pochłonięci przez chłód górnego tunelu. Spacer liczący około sześciuset metrów to podróż przez trzewia góry, w której wciąż unosi się duch dawnego górnictwa. Idzie się po torach, mijając boczne korytarze i silosy, które niegdyś mieściły tysiące ton kruszcu. Jednak to, co czeka na końcu trasy, jest trudne do opisania słowami.

Tunel kończy się gwałtownie, otwierając się na betonowy balkon zawieszony dosłownie w próżni, kilkadziesiąt metrów nad taflą wody. To właśnie stąd wysuwano ramiona mechaniczne, które sypały rudę prosto do ładowni statków czekających na dole, bez konieczności budowania jakiegokolwiek molo. Widok z tego miejsca jest absolutnie obezwładniający. Naprzeciwko wyrasta Pan di Zucchero, czyli Głowa Cukru – wapienny monolit o wysokości 133 metrów, lśniący w słońcu na tle turkusowego morza. To zderzenie pordzewiałej, industrialnej infrastruktury z nieskazitelnym pięknem przyrody tworzy jeden z najbardziej unikalnych kadrów, jakie udało nam się uchwycić we Włoszech.

Kilka rad z naszej perspektywy dla planujących wizytę. Porto Flavia to teren postindustrialny, a nie typowe muzeum. Wejście jest możliwe wyłącznie z przewodnikiem, a liczba miejsc jest ściśle limitowana ze względów bezpieczeństwa. Rezerwacja biletów online z kilkudniowym wyprzedzeniem to absolutna konieczność, zwłaszcza w sezonie. Pamiętajcie o obuwiu – klapki zostają w samochodzie, tutaj wymagane są pełne, stabilne buty. Kaski otrzymacie na miejscu. Po zwiedzaniu polecamy zejść na plażę Spiaggia di Masua. Dopiero z poziomu piasku, patrząc w górę na otwór w skale, można w pełni docenić skalę i brawurę tego przedsięwzięcia inżynieryjnego.

Kontent Turystyczny
Przegląd prywatności

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.